czwartek, 19 sierpnia 2010

Weselmy się!

Jejku … wreszcie piątek. Dzień, w którym nie poszedłem do szkoły. Dzień w którym zaczynało się wesele. Tradycyjne Jawajskie wesele. Od samego rana przygotowania i od około 15 początek samych ceremoniałów. Na początek modlitwa za młodych. Troszkę potrwała, ale my siedzieliśmy na zewnątrz :) Potem tradycyjne obmywanie Pani i Pana młodych przez starszych członków rodziny. Mieli takie ładne stroje, a tutaj ich lodowatą wodą polewaj :/ Potem przedstawienie Pani i Pana młodych itp. Ceremoniały. Fotek jest dużo, więc nie będę opisywał może. Najśmieszniejsze jest to, że tradycja nakazuje, żeby na weselu był obwoźny market, czyli 2 osoby z rodziny na kiju mają dużo różnych rzeczy. Kto sobie porwie to jego! Nie przewidziałem tylko jednej rzeczy. Że zostanę wtrącony do rynsztoka (jedną nogą na szczęście) przez tłum wściekłych babek. Może nie wściekłych ale na pewno walecznych … Została mi już tylko kąpiel, zmiana spodni i butów na jakieś pożyczone. Przez pół uroczystości byłem w krótkich dresowych spodenkach a’la Adiodas. Potem dostałem tradycyjną … spódniczkę ;) Kolejnym zwyczajem na weselu jest to, że rodzice pana młodego, obdarowują wszystkich swoich siostrzeńców, bratanice itp. Prezentami (portfel i 50 000 IND). No to wyczytują wszystkich … I … mas Robert, mbak Marta … no to się zdziwiliśmy :D Dostaliśmy portmonetki z kasą :D HURAAAA
Na wieczór impreza, gdzie wszyscy śpiewają zamiast śpiewaka z zespołu, nikt nie tańczy, wszyscy jedzą i impreza kończy się o 20.30 hahaha. Potem wyczerpani udaliśmy się na nocleg do Hotelu. 2gi dzień wesela to oficjalne podpisanie papierów małżeństwa w obecności jakiegoś tam urzędnika i kolejne ceremoniały. Już nie tak skomplikowane, ale jednak ciekawe. Wymiana jakiś chwastów itp. :p To tylko z rana. Potem odpoczynek w Hotelu i na 15 przebieranie. W sumie to nie byliśmy w Hotelu,tylko łaziliśmy sobie po okolicy. Na 15 przebieranie i przygotowanie. Marta od razu została zaproszona na fotel fryzjerki a potem kosmetyczki ;p Fryzjerka uczesała Ją w tradycyjny sposób, doczepiając z tyłu ogromny brązowy kok. Tak jak wszystkim tam obecnym panią. Ja dostałem mega wypasioną sukienkę, 2 rodzaje pasów i marynarkę. Taką troszkę dziwaczną, ale w sumie ładną. Do tego tradycyjna broń z tyłu i można jechać na party. Naszym oczom ukazała się ogromna sala przyozdobiona zdjęciami Państwa młodych, cudowną dekoracją/podium i czerwonym dywanem. Naszą rolą wraz z innymi członkami rodziny było witanie gości. Tak więc zostaliśmy rozstawieni wzdłuż czerwonego dywanu i witaliśmy się za wszystkimi. Zajęło to dużo czasu, więc Rendra co chwilka donosił nam wodę czy soczek. Potem … nadeszła pora jedzenia. Było go dużo i smaczne oczywiście też było. Po jakiś 2 godzinach zdziwiliśmy się. Połowa gości najadłszy się opuściła salę. Reszta opuszczała ją powoli. Porobiliśmy sobie fotki z Młodymi i było super. Na imprezie pojawili się też AIESECerzy i kilku praktykantów. Fajnie było ich zobaczyć, a Marta i Ja ubrani w tradycyjne stroje wywarliśmy duże wrażenie. Dodam, że tak jak poprzednio wszyscy śpiewali, nikt nie tańczył. Więc wzięliśmy z Martą jeszcze 2 praktykantów Colina i Pedro i zaczęliśmy tańczyć. Ta 2ka szybko się zmyła i zostaliśmy tylko Marta i Ja. Wszystkie światła skierowały się na nas, tak samo jak wszystkie kamery :) To musiała być nowość. 2ka ludzików z innego kraju, ubranych w tradycyjne ciuszki tańczy sobie razem. To była furora.
Wesele szybko się skończyło, a my zostaliśmy odwiezieni do Hotelu. Kolejna nocka, tyle że tym razem, mieliśmy do dyspozycji całe 2 pokoje dla siebie :D Pobudka, i wizyta w domku babcinym, gdzie była cala rodzinka już. Troszkę pogadaliśmy, i już była 16, czyli do kościoła. Rendra odstawił nas do sierocińca, Marta się przebrała, i wzięła prysznic, czego jej bardzo zazdrościłem. Poszliśmy do kościoła i potem do Moll’a. Tam łażenie, piękne batyki za 120 000 – trzeba kupić sobie! W międzyczasie zadzwonił podekscytowany Andes. I oznajmił, że nasze wideo, które zamieścił na FB (jak tańczymy w tradycyjnych ciuszkach) będzie wykorzystanie na światowym kongresie AIESEC na jednej z sesji prowadzonej przez VP AI . Potem powrót do sierocińca, jedzenie przy drodze i na miejscu zabawa z dzieciakami. Na szczęście tymi starszymi. Dostali ode mnie zagadki matematyczne, i jak przyjdę do nich w środę/czwartek, sprawdzę, czy je rozwiązali.
W sumie trudno w to uwierzyć, ale to co poradziłem Marcie w sprawie jak tu do tej młodzieży dotrzeć podziałało. I niech się zawodowy psycholog z 10 letnim doświadczeniem chowa. Czemu? Bo jemu się nie udało w rok, to co nam się udało w tydzień w sumie :) a raczej w jedno spotkanie z dzieciakami. Sam sukces. O 10.30 przyjechał Rendra i pojechaliśmy do domku. Tak upłynął kolejny dzień.

1 komentarz: