czwartek, 26 sierpnia 2010

Jogja i okolice

Czwartek był bardzo krótki w szkole. Prawie nie miałem już zajęć. Na dodatek już o 10 do szkoły przybyła Marta i wtedy już miałem kompletnie wolne. O 13.30 wyszliśmy an dworzec i spotkaliśmy całą nasza grupę … no dobra, nie spotkaliśmy nikogo, ale grupka się zaczęła schodzić. Całe szczęście, że wyznaczyliśmy wcześniejszy termin o 1,5 godziny, bo by nam się pospóźniali i to mocno. Zaskoczeniem na stacji był Rendra i Katrine! Z Rendrą udalo się troszkę pogadać nawet.

Cały weekend to wspaniały weekend. Czwartek wieczorem dojechaliśmy do Jogjakarty i chcieliśmy dotrzeć do hotelu. Troszkę nam to zajęło, ale było warto. Standard może nie najlepszy, ale jak dla grupy studentów w zupełności wystarczający. No i śniadanie do łózka podawane. Piątek to zwiedzanie Pałacu na wodzie i Jogjakarty, oraz wyjazd do Prembanan. Znalezienie taniutkiego Hotelu (6zł) i zwiedzanie Kompleksu Hinduskich Świątyń Prembanan. Coś niesamowitego! Z Martą byliśmy najbardziej aktywną parą jeśli chodzi o zwiedzanie. Reszta była tragicznie zmęczona. Wieczorem wraz z Martą i Colinem, udaliśmy się na balet ;p Tak na balet. Na początku myślałem, że to jakieś dziwactwo, ale potem zmieniłem zdanie. Naprawdę było warto się tam pojawić. Piękne stroje, ciekawy taniec, fajna historia … i mnóstwo fotek z aktorami. Sami zobaczycie.

Sobota to powrót do Jogjakarty, zameldowanie się w hotelu i wyjazd do Borobudur. Nie mogliśmy złapać autobusu, więc postanowiliśmy wynająć sobie samochód. Prywatny samochodzik zabrał nas w komfortowych warunkach do borobudur i z powrotem. Sama świątynia … ładna, piękna, ale nie aż tak jak to sobie wyobrażałem. Troszkę poszaleliśmy, potańczyliśmy tam i … weszliśmy na samą górę. Niestety rozpadało się. Ale nie tak jako to powinno być w porze suchej przez 2 minutki ledwo co, ale przez godzinę ulewa straszna. Mi i Katerine to nie przeszkadzało, ale reszta chciała wracać. Colin jako jedyny z parasolem wziął nasze bagaże, aparaty itp. A my zaczęliśmy się bawić w deszczu skacząc, chlapiąc się i ogólnie mając niezły ubaw. Dotarliśmy do wyjścia i od razu zlecieli się do nas sprzedawcy proponując maski i laleczki po 150.000 za parę. Jak z nimi skończyłem to za 200 tysięcy mieliśmy z Martą 4 maski i 4 laleczki :) Szkoda tylko, że tak szybko spławiłem kolesia z Krisami, bo miał naprawdę ładne … :( ale jakoś mnie wkurzył, był za bardzo natrętny. Potem wróciliśmy do Jogjakarty i udaliśmy się na kolację, a potem na party. Party na dachu naszego hotelu. Zakupiliśmy colę, ciastka, wodę, soki i … graliśmy w karty i rozmawialiśmy do późna. Bardzo późna. Niedziela to już tylko zakupowy dzień. Dla mnie super, bo zostałem królem zakupów, a raczej królem zbijania ceny, Nigdy nie zapłaciłem więcej niż 30, no 40% ceny wyjściowej :D Jak ja to lubię. Wymeldowaliśmy się z naszego Hotelu prowadzonego przez Katolików (od razu zauważyli koszulkę fundacji) i udaliśmy się na dworzec. Pociąg miał opóźnienie, ale przyjechał. Wszyscy spaliśmy aż do głównej stacji. Rano na stacji pożegnaliśmy się ze wszystkimi i wraz z Martą poszliśmy z stronę starej stacji. Na Martę czekał już kierowca z sierocińca (dzieciaki chodzą do szkoły bardzo blisko stacji) więc przy okazji ją zabrał. Ja udałem się do szkoły i zacząłem swoje zajęcia. Już głównie zbieranie plików projektowych. Dalej jestem ciekawy jak to wyjdzie.
W poniedziałek wieczorem dowiedziałem się, że Rendra nie próżnował po stracie jastrzębia i od razu kupił 2 małe orły. We wtorek miałem okazję je podziwiać =) Piękne

1 komentarz:

  1. Zapraszamy do odwiedzenia Pierwszego w Polsce portalu poswieconego Indonezji Moja-Indonezja.pl Wiele informacji, w tym takie, ktore pojawiaja sie po raz pierwszy w polskim internecie. Zapraszamy bardzo serdecznie.

    www.moja-indonezja.pl

    OdpowiedzUsuń