czwartek, 29 lipca 2010

Tydzień numer kolejny

No i nie udało się pogadać z rodzicami na necie :( niestety. Coś się stało z połączeniem domowym. Tak więc zostało mi założenie własnej strony. Na razie mam 3 szkielety strony i zobaczymy co stanie się dalej. Która strona będzie najwygodniejsza w edycji. A dzisiejszy dzień rozpocząłem dość dobrze. W sumie poszedłem spać już o 11 i do 5 spałem jak zabity. Nastawiłem klimę na 26 stopni i mi było zimno (ale nie wiem, czy ten termometr działa, czy też nie działa). Przykryłem się prześcieradłem i śpię dalej. ZIMNO!!

Od rana w szkole śniadanko i idziemy na zajęcia. Ale moich zajęć nie ma. Towarzyszyłem trenerom w prowadzeniu warsztatów w języku angielskim. I tak do piątku. Miałem wprawdzie 2 lekcje z klasą 9 SBI B ale jakoś nie byli chętni do współpracy;/ Także teraz po wszystkim siedzę sobie spokojnie w pokoju z nauczycielami i … piszę kolejne notatki. Przez chwilkę działał internet, ale niestety teraz coś się stało. Może później będzie lepiej :(

Ktoś znów zaproponował mi lunch, więc siedzę sobie grzecznie i czekam na niego ;)
A tu się okazało, ze luinchu nie będzie. Tak więc zdjęcia mojej dziewczyny, domu, rodziców i w ogóle polski były na tapecie. Tzn. jakiś 6 nauczycieli mnie obsiadło i dawaj oglądać fotki. W sumie to nawet zabawnie było.

Potem pojawiła się Ms. Sulejka. I zapytała czy nie chciałbym jechać na tradycyjny market. Odpowiedziałem, że jasne, i już po chwili siedziałem w służbowym samochodzie. Po drodze gawędziłem z managerem trenerów angielskiego. W sumie było fajnie. I zatrzymaliśmy się przed restauracją z hasłem: Ale lunch najpierw. Więc pojadłem sobie kurczaka, jakiś kółkowatych owoców morza, glonów i tradycyjnie ryżu :) Potem doszliśmy do wniosku ze market już nie dzisiaj i najwyżej wybierzemy się tam jutro. Więc wróciłem do szkoły i … poczekałem do 15 na samochodzik. Tzn na to, aby dziewczyny skończyły swoje zajęcia i ktoś mógł je odebrać ze szkoły. Zabrałem się z nimi i tym oto sposobem wylądowałem w domku. O 18 jedziemy z Rendrą na bye bye party. Napiszę jak już będzie po wszystkim.

Na party było fajnie, oprócz tego, ze nikt nie przywiózł Marty. Na szczęście Rendra zaoferował się i przywiózł ja na spotkanie. Potem były fotki, kalambury i AIESECowa zabawa bicze-biczes ;p Ogólnie mnóstwo funu i zabawy. Na koniec Marta pojechała z Fandim i Dea a ja z Rendrą wróciłem do domu. Udało mi się tym razem porozmawiać z rodzicami na skype, po dużych perypetiach związanych z brakiem głośności, ale i te problemy wkrótce udało się rozwiązać i godzinna pogawędka o wszystkim gotowa.
Potem wanienka i spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz