wtorek, 27 lipca 2010

Pierwsze dni w szkole .... i nie tylko

Poniedziałek. Tygodniowy, prawie, okres przygotowawczy dobiegł końca. O 7.00 Byłem już w szkole i zaczęliśmy rozmawiać z Andesem i Ms Sul(ejką) o moich zadaniach. Po godzinie Indo Angielskiej rozmowy stanęło na tym, że dzisiaj sobie pozwiedzam szkołę. No, więc niespodzianka. Wszedłem sobie do klasy, a nauczycielka zaraz wyszła zostawiając mnie i Andesa w Sali z dzieciakami. Bez materiałów i bez przygotowania …. Nawet nie spostrzegłem, kiedy te 2 godziny minęły. Okazało się, że była to tzw. Akselerati class. A więc klasa geniuszy (max IQ w szkole), którzy kończą SMP (odpowiednik naszego gimnazjum w 2 a nie w 3 lata). Było super.

Wtorek to kolejny dzień w szkole. Już od 7 znowu w pracy. Tym razem miałem również sobie połazić po szkole. Trzymać się z samorządem studenckim itd. Bardzo szybko złapałem kontakt z jedną dziewczyną Aki (to nie jest pełne imię) i chłopaczkiem, którego Imienia nie mogę zapamiętać;/. Więc 2gi dzień spędziłem na żartowaniu i śmianiu się  Również na nauce marszu szkoły. Który to Aki napisała mi na kartce i nauczyła czytać a potem śpiewać  Świetna dziewczyna? Tym oto sposobem nauczyłem się śpiewać hymn szkoły i czytać Indonesia Raya, czyli hymn Indonezji. Dzień zaliczam do udanych. Oczywiście nauczyciele, co chwile zagadywali i zapraszali do siebie, na herbatę itp. Nie obeszło się bez zaproszenia na lunch. Więc od pierwszych dni Ms. Sul dba o mnie przynosząc lunch, a nauczyciele też nie próżnują i co chwila, soczek, smakowych kuchni Indonezyjskiej czy też lunch…. :) A po pracy uzupełniłem aplikację na Koordynatora procesów w AIESEC Kraków. I ja wysłałem. Marysia zgodziła się ja przyjąć mimo DDL do niedzieli.

Środa. W ten dzień po raz pierwszy zostałem odebrany przez jedną z nauczycielek, która mieszka jakieś 700 metrów ode mnie. Ale nie mogę do niej podejść, bo chce koniecznie przyjeżdżać po mnie pod dom. Więc nie narzekam. Wraz z nią do SMPN 1 jeździ jej córka i siostrzenica (z Holandii). Tak, więc po przyjeździe, dostałem od niej śniadanie (tradycyjne – ryż, jajko, tofu, wodę).
W domku moje śniadanie to zwykle kromki chleba tostowego, z masłem i dżemem.
Ale wracając do trzeciego dnia w szkole. Miałem przeprowadzić sesję na 7klasy, a więc nowych uczniów, na temat: Wstęp do Angielskiego. No i nie miałem pojęcia jak to zrobić. Mimo to, udało mi się rozmawiać z nimi przez 50 minut (nawet dłużej niż sobie tego nauczyciele życzyli). Więc kolejny sukces pedagogiczny :D Potem wróciłem do pokoju nauczycieli. Pogadałem sobie z anglistą, jak na Indonezyjczyka mówił całkiem. Do rozmowy dołączyło się 6 nauczycielek i oczywiście sesja pytań i odpowiedzi. Ile masz lat, ile wzrostu, ile ważysz, masz dziewczynę ….. Podczas rozmowy zaczęły coś nauczycielki gadać brondong brondong …..
A ja zadowolony, bo wiem, o co im chodzi. I ze słodką miną:, „Ale ja to zrozumiałem”. I czemu wtedy nie miałem w ręce aparatu. Ich mina była bezcenna. Wielkie oczy, czerwona twarz a potem śmiech na max i dopytywanie się, czy aby na pewno. Hahaha. I już tłumaczę, co to Brondong. Bardzo młodszy facet dużo starszej dziewczyny. Dzięki Andes za film „Brongond Arising”.
Mimo tak słodkiej pogawędki, skończyłem wcześnie (koło 12) i pojechaliśmy do domku. Środa to był dzień spotkania z MCP. Poprosiła mnie o pomoc w określeniu Picków wymianowych i kultury OGX w Krakowie i Polsce. Bardzo dużo rozmawialiśmy i udało mi się jej pomóc i przy okazji nawiązać strategiczne partnerstwo LC Kraków i MC Indonezja. Dobre kontakty to podstawa. Do rozmowy oczywiście użyliśmy Es-teh czyli herbaty z lodem. Po spotkaniu z Iką czekała mnie rozmowa z Marysią, która przebiegła nadzwyczaj przyjemnie i śmiesznie.

Czwartek. Pobudka 5.00, wanna, śniadanie i o 6.00 wyjazd do pracy. 6.45 zaczynam pracę. I tak już będzie codziennie :( HAHAHA, tylko nie wiem czy mi jest do śmiechu. W końcu chciałem się wyspać w wakacje. No ale niestety. Praca to praca. Zacząłem zajęcia od sesji Introduction i get to know each other. Czyli poprzez proste zadania, badam wiedzę dzieciaków i umiejętność posługiwania się angielskim. I w sumie fajnie to wychodzi. Dzieciak są aktywne i w ogóle. Po jakiś moich 4 lekcjach wpadł Andes pogadać o projekcie o środowisku i jak to można zrobić w SMP 1 i okazało się, że wieczorem mamy party (welcome party Pedro z Portugalii), a tematem przewodnim jest Batyk. Batyk, to tradycyjna forma robienia wzorów na ubraniach. Gdy Ms. Sul dowiedziała się, że nie mam Batyku, zostałem zaproszony na zakupy, wraz z jej przyjaciółką, również nauczycielką ze szkoły. Tak więc udałem się na zakupy… I dostałem 2 ładne Batyki. Jako prezenty :) To się nazywa szczęście. Oczywiście wcześniej zdążyłem zjeść 3 lunche. Jeden sam sobie kupiłem, jeden tradycyjnie Ms. Sul i jeden nauczyciele.
Wieczorkiem po pracy i powrocie do domku udałem się na party powitalne w pięknym białym batyku z czerwonymi wzorami  Było super. Okazało się, że między innymi Intan i 2 inne dziewczyny mają urodziny. Tak więc skombinowaliśmy z Fandim i Deą tort i świeczki a la zimne ognie ;) I oczywiście tort wręczyliśmy niczego nie spodziewającym się dziewczyną. Zostaliśmy z Deą poczęstowani tortem, a w międzyczasie rozpoczęła się bitwa na tort. Tzn mazanie gdzie się da. Na koniec imprezy gdy już zamykali nam miejsce … wszyscy poszliśmy się umyć z tortu (Ja i Intan najbardziej umazani).
Szkoda tylko, że batyk ucierpiał. Ale to tylko czekolada więc się wypierze Po powrocie do domku był już tylko sen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz