wtorek, 27 lipca 2010

Team Building a'le Indonezja, czyli Outbond


Piątek to kolejny dzień pracy z dzieciakami. 
Ogólnie lekcje przebiergają podobnie, i pod koniec każdej, klasa się robi bardziej pozytywnie nastawiona. Szczególnie lubię zajęci a z klasami 7. Jak do tej pory są najbardziej otwarci? I dostałem kolejny Batyk o d nauczycielki Pod koniec dnia Ms. Sul powiedziała, ze mam wcześniej kończyć, bo jadę z nimi na imprezę. Tzn. na teambuilding ze wszystkimi nauczycielami z Surabaya (po 5 z każdej szkoły). Zabrali i mnie. Dostałem godzinę w domu na przygotowanie się i po tym czasie zjawili się nauczyciele. 
Poprosili o pozwolenie (muszę prosić o pozwolenie wyjścia za każdym razem, ale to jest raczej element kultury niż coś nieprzyjemnego). I pojechaliśmy. Po drodze przerwa na 4ty lunch, czyli kurczaczka pieczonego (małe tego mięsa było) z zupką warzywną i przyprawami. Gdy wróciliśmy do samochodu od razu prawie zasnął, i obudziłem się w Trawas. Góry. No i zobaczyłem zajebiaszczy hotelik itp. I własny pokoik! Od razu wskoczyłem do Basenu razem z Wawanem (nauczyciel matmy). Zaraz potem kolacja i spotkanie. Ze spotkania nie zrozumiałem za dużo. Najpierw coś krzyczeli, potem było określanie ról zespołowych po Indonezyjsku, a potem … ponad godzinna mowa ministra edukacji w Surabaya. Jejku. Jeśli takim głosem można zmotywować do czegokolwiek to tylko do spania. I tak się stało. Duża część nauczycieli zasnęła. Ja się dzielnie broniłem i poza momentami zamknięcia oczu dotrwałem do końca. Potem jeszcze troszkę pokrzyczeli i spać. Przy wyjściu dostaliśmy 2 koszulki tego wyjazdu. Niebieską i czerwoną.
 
Następnego dnia pobudka 5.30. No niech to. Od 6 godzinna gimnastyka między górami a basenem. W sumie fajne. Potem śniadanie i zabawy. Czyli tyrolka, przenoszenie butelki wody, trening zaufania, granie w piłkę bakłażanami przyczepionymi do tyłka …. Wariacki pomysły. Po skończonych zabawach obiadek i wyjazd. Po drodze zatrzymaliśmy się jeszcze na zakupy. Na bardzo dziewiczym targu kupiliśmy po 2 kg pomarańczy. Ale takich, jakich jeszcze nie jadłem J Słodkie i soczyste i w ogóle zdrowe, bo bez pryskania. Tylko oczywiście nawet nie mogłem zapłacić. Tutaj już mi po prostu nie pozwolili. 2Gim przystankiem były Kulki mięsne. Tradycyjny posiłek w Indonezji. I nie powiem te były super, ale sambal, (czyli sos chili) był wyjątkowo ostry.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz